poniedziałek, 27 maja 2013

Czekajac na kolejny cud. - Rozdział 31

- I co my mamy z nim teraz zrobić?
- Nie wiem. Nie przesadziliśmy trochę..?
- Yumno kazał go zabić, nie?
- N-no tak.. Ale on chyba jeszcze żyje..
- Jak go tu zostawimy prędzej czy później się wykrwawi. Chyba możemy go tu zostawić? 
- Masz rację.. Chyba możemy.
- Chyba...
Dwóch mężczyzn spojrzało jeszcze raz na zakrwawione ciało chłopaka. Jeden z nich wzruszył tylko ramionami i po chwili odeszli. Chwilę jeszcze można było usłyszeć ich głośną rozmowę po czym w lesie zapanowała cicha, którą  co jakiś czas przerwał siedzący gdzieś w śród gałęzi ptak. 
Dziwna sytuacja... Zakrwawione, pobite ciało leżące w pięknym, kwitnącym, pełnym życia lesie. Ciekawy kontrast..
Chłopak  lekko drgną. Nie miał siły się podnieść. Jednak żył. Powoli otworzył jedno oko. Spojrzał na swoja dłoń, która ułożona była teraz pod dziwnym katem. Poczuł jak coś ciepłego rozlewa się po jego ciele. Krew? Wszystko przeraźliwie go bolało, nie dało się tego ukryć. Chociaż teraz ból grał najmniejszą role. 
 Dziwną magią, został pokonany. Wysysającą moc, siły. Życie. Spróbował wziąć oddech. Nawet taka najprostsza rzecz sprawiła mu trudność, przyniosła cierpienie. 
- Co nas nie zabije, to nas wzmocni... - wyszeptał sam do siebie uśmiechając się lekko - A ja tek łatwo nie dam się zabić...
Przysięgną sobie, że nie zemdleć. Jednak zanim ta myśl do końca dokładnie uformowała się w jego głowie
stracił przytomność.


*

Wszyscy patrzyli się na dwie dziewczyny zasłaniające sobie nawzajem usta. 
Mira zamyśliła się i zmierzyła wszystkich wzrokiem. Palnęła coś głupiego? Przecież ona tylko..
- Chwila, chwila, chwila..! - odezwał się ktoś z tłumu. Była to Lissana z tacą w ręku - O co chodzi właściwie..?
Nagle cała odwaga jaką Lucy zbierała w sobie by powiedzieć wszystkim o dziecku uciekła od niej i najwyraźniej nie miała ochoty ani zamiaru wracać.
Nastała dość nieprzyjemna cisza. Pełna napięcia cisza. Przerwał ją nikt inny jak.. Happy!
- No bo Luc i Natsu... - zaczął ale widząc zdziwione i niepewne twarzy innych westchną i powiedział - No bo Lucy jest w ciąży z Na..
Chyba nie musiał kończyć.
Wystarczyło poczekać dosłownie chwile, by słowa te dotarły do innych i trochę dłużej by zobaczyć tłum lecący w stronę Lucy i Miry.
- Serio?! - zawołał ktoś. - Ale jak?!
- Czemu wcześniej nic nie mówiliście?!
- Na prawdę ?!
Cały ten szok, hałas przerwał Mistrz.
- Co tu się dzieje? - spytał wychodząc ze swojego gabinetu.
- Mistrzu, mistrzu! - krzyknęła Cana podbiegając do niego. - Lucy i Natsu.. - nie dokończyła ponieważ uśmiechnięty staruszek przerwał jej.
- Tak wiem, o tym.
Członkowie gildii spoglądali na niego zaszokowani.
- Ale.. Jak oni..?
- Czemu nic nie powiedziałeś...?
- Jak pytacie? Co wy nie wiecie skąd się dzieci biorą ? Bocian im przyniósł. I zamiast zadawać takie durne pytania może byście pogratulowali..? - nie musiał długo czekać. Zaraz Lucy otoczyli wszyscy pozostali śmiejąc się serdecznie i składając gratulacje. Blondynka czuła się dość niezręcznie ale widząc uśmiechającą się do niej lekko Lisannę odetchnęła z ulgą i razem z innymi zaczęła śmiać się, dziękowała za wszystkie gratulacje, życzenia.

*

Poczucie winy, jakiego jeszcze nie czuł. Zrobił coś złego.. Coś godnego surowego ukarania go... Nie mógł znieść tak mocnego kłucia sumienia.

*

Lucy szła teraz w kierunku swojego domu. Uśmiechnięta od ucha do ucha dreptała po woli krańcem ulicy trzymając na rękach wesołego Plue. Misja chyba się trochę przedłużyła.. 4 dni to trochę długo ale to nic. Chyba jeszcze nigdy nie czuła się tak szczęśliwa. wszystko zmierzało ku dobremu. Gdy tylko Natsu wróci z misji pomyślą nad dalszym życiem... Może pomyślą nad jakaś przeprowadzką.. A potem tylko operacja i wszystko będzie wspaniale!
Tak by sie mogło wydawać..
Otworzyła drzwi o swojego mieszkania zobaczyła leżący na stole list. Wzięła go do reki i odłożyła Plue. Ozdobna koperta.. No i tak.. jej adres.. Ale od kogo mogła by dostać list? Może od Natsu? Tylko.. On nie miał tak starannego pisma.. czy on w ogóle umiał pisać..? (aut. XDDD) Otworzyła ja powoli i rozłożyła złożoną kartkę papieru.
- "Szanowna Pani Lucy Heartfilio" - przeczytała na głos.
Chwilę jeszcze patrzyła na list po czym mrugnęła kilka razy i przeczytała go po raz drugi. Powoli analizowała każde ze słów, które wydawały jej się tak bardzo odbiegać od rzeczywistości. Stała na środku pokoju nie ruszając się nawet o milimetr. Plue zaskoczony stanem właścicielki przykleił się blondynce do nogi i jakby nie rozumiejąc powagi sytuacji uśmiechną się głupkowato. Lucy jednak wciąż nie odrywała wzroku od kartki. Gwiezdny duch spojrzał na jej twarz, z której nie dało się wyczytać nic innego jak niedowierzanie własnym oczom. Po policzku spłynęła pojedyncza, niekontrolowana łza. Powoli podniosła rękę i dłonią zakryła swoje usta. I gdy już miała rozkleić się na dobre, złapała swój palec i mocno wygięła go. Syknęła z bólu. Może było to nie przyjemne uczucie ale przynajmniej pozwoliło jej zapanować nad łzami. Co miała teraz zrobić? Pobiec do gildii, czy raczej zostać tu i.. ? W jej głowie powstał mętlik. Upadła kolanami na podłogę i upuszczając list poczuła, że jej policzki robią się mokre. Już nie hamowała łez. Dała im sobie spokojnie spływać po jej delikatnej skórze.
- Lucy...? - usłyszała dobrze znany jej głos.
Kątem oka zauważyła wiszącego w powietrzu tuz koło okna Happy'ego. Miała mu powiedzieć..? Tak prostu z mostu? Nie miała serca..  Ten jednak zauważył kartkę leżącą obok dziewczyny. Podleciał do niej i chwycił list.
- Happy.. proszę powiedz, ze to nie jest prawda.. - wyjąkała blondynka przez łzy patrząc na przyjaciela z przerażeniem. - Błagam...
Exceed oderwał wzrok od kartki. Spojrzał na zapłakaną Lucy. Nie wiedział co powiedzieć. List to list. Każdy mógł go sobie wysłać, napisać coś co niekoniecznie było prawdą. Z drugiej strony.. Tak jakoś nie dało się go zlekceważyć...
I gdy już miał coś powiedzieć blondynka wyprzedziła go.
- Jadę.. - szepnęła delikatnie ocierając jeden policzek.
- Jedziesz? A-ale gdzie? - jękną Happy. Można było dostrzec, ze jego oczy powoli robiły się szklane.
- Tam. - odpowiedziała podnosząc się z ziemi. Chwyciła torebkę i szybkim krokiem podeszła do drzwi. Zatrzymała się przy nich.
- Jedziesz ze mną? - zaproponowała cichym wciąż drżącym głosem, nie odwracając się.
Happy przytakną ocierając łapką oczy.

*

- Coś tego płomyczka nie ma długo. - mrukną Gray dosiadając się do stolika, przy którym Juvia i Erza gawędziły wesoło.
- Zleceniodawca ostrzegał, ze misja może się przedłużyć. - mruknęła szkarłatnowłosa - Po za tym 4 dni to wcale nie tak długo.  ile razy ty nawet po 2 tygodniach nie wracałeś?
- Juvia wtedy tak się o Panicza martwiła! - westchnęła Loxar przybliżając się do chłopaka.
Erza zaśmiała się sympatycznie po czym mruknęła:
- Z wami mi zawsze czas za szybko leci..  Muszę lecieć.. Jestem ... Um.. Umówiona?
- Uuuu.. Z kim - zainteresował się Gray.
- Raczej gdzie. Mam pewna sprawę do obgadania w Radzie Magii. - Uśmiechnęła się lekko, po czym wstała od stołu i żegnając się z wszystkimi wyszła z gildii.
- Juvia też powinna się zbierać.. - podsumowała zasówając krzesło.
- Może.. - zaczął chłopak - .. odprowadzić cię?
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko podreptała za Grayem.

*

- Cud. - szepnęła jedna z kobiet ubrana w krótki biały fartuch. - To cud, ze jeszcze żyje...
- Czasem cuda się zdarzają. Zawsze trzeba mieć nadzieję - dodała inna gładząc się po włosach.
- Na to nie można spoglądać pod kątem medycznym. Jeżelibyśmy tak robili, można by było wypisać akt zgonu już w lesie. - Mruknęła wysoka dziewczyna zapisując coś w notesie. - Pozostaje jeszcze problem.. To już 3 dzień licząc z tym atakiem... Liczę na to, że szybko się wybudzi.. jeżeli stan się nie polepszy... Rozumie pan.. - zwróciła się teraz do mężczyzny stojącego pod ścianą - Nie mamy fachowej opieki. No już nawet nie o to chodzi.. Nie mamy odpowiedniego sprzętu..
- Rozumiem, rozumiem.. - westchną.
- Ojcze.... Już nigdy nie chce oglądać takiego widoku.. - szepnęła młoda dziewczyna siedząca na drugim końcu sali trzymając się za głowę.
- Kto by pomyślał, Danne, ze jesteś taka wrażliwa.. - szepnął sam do siebie mężczyzna poprawiając swoją marynarkę. - Wiesz czy Jenne wysłała juz list?
- Wysłała go od razu jak sie o tym dowiedziała.. No czyli te 3  dni temu.. Nie mówiła ci...?
- Nie nie mówiła... Wiesz gzdie ona teraz jest?
- Z Felkiem w pokoju...
- A ty po co tu siedzisz? - spytał - Możesz iść do pokoju przecież...
- Ale nie chcę.
- Więc po co tu jesteś..?
- Bo tak. Tak sobie postanowiłam i tu siedzę. Sprawia ci to jakis problem?
- Nie tym tonem moja droga... Nie zabraniam ci. Siedź sobie tu ile chcesz ale nie przeszkadzaj pielęgniarkom..
- Tak, tak.. Nie będę przeszkadzać. On mi nic nie zrobił.
- Czemu mówisz o nim kiedy ja proszę cię o..
- Jeżeli się pomylą on może na tym ucierpieć, nie? Chciał nam pomóc. Nie mam prawa sprawić by coś mu sie stało.
- To twoje najmądrzejsze słowa od bardzo długiego czasu - westchnęła uśmiechnięta Jenne wchodząc do pomieszczenia.
Danne nie odezwała się co było ciekawą nowością. Dziewczyna dosiadła się do siostry i chwile rozmawiały. Jak najnormalniejsze siostry. Bez kłótni. Bez wyzwisk. Sympatyczna rozmowa dwóch młodych dziewcząt.
Przynajmniej tu się coś poprawiło...

______________
Wybaczcie, ze tak długo mnei nie było ;__;
To za sprawa załamania .__.
Przeczytałam zajebista książkę i zdałam sobie sprawę, ze nie umiem pisać XDD No ale powróciłam i mam nadzieję, ze rozdział sie podoba. XD
Co do sprawy z Natsu.. :p  W większości opowiadać NaLu Lucy musi wyladowac w szpitalu.. (U mnie też  XDD) jednak postanowaiłam cos zrobić Natsu XD BUHAHAHA!
Gzandra: Ty Sadysto.. ;__;
E tam XDD
No to za niedługo ukaże sie nowy rozdział - przypływ weny :3
Dziękuje za te wszystkie komentarze - na prawdę motywują :33

wtorek, 14 maja 2013

Rozdzial 30 - Likoto.

Zaraz.. Jadalnia, tak? Owszem. Chłopak został zaproszony na kolację razem z rodzina swojego pracodawcy. Był jednak jeden problem. Nie wiedział jak trafić na miejsce. Dom był ogromny. I jak labirynt.  Rozejrzał się po długim korytarzu. Ani jednej żywej duszy. Westchną ciężko i podszedł do pierwszych lepszych drzwi. Zapukał w nie. Cisza. Podszedł do następnych. Tym razem drzwi ktoś mu otworzył. Jednak pech to pech. A on właśnie stwierdził, że jego szczęście chyba wyjechało na wakacje.
W drzwiach stała dziewczyna, która już zdążył poznać. Nie jaka "panienka" Danne.
- Och.. Przepraszam... - zaczął niepewnie - Zgubiłem się i.. Możesz mi powiedzieć gdzie jest jadalnia?
Siostra Jenne zmierzyła go wzrokiem.
- Poczekaj chwilę to pójdziemy razem, pasuje? - zaproponowała opierając się o framugi. Jednak coś czuł, ze jeżeli odmówi to stanie się kolejną ofiarą tej oto dziewczyny.
- No ok. - odpowiedział siląc się na choćby najmniejszy uśmiech.
- W takim razie wchodź. Muszę się jeszcze przygotować. A raczej gościa nie zostawię na zewnątrz, nie? - zaśmiała się cicho robiąc krok w tył by zrobić chłopakowi miejsce na przejście. Ten niepewnie wszedł do pokoju rozglądając się dookoła. Strasznie różnił się od jego sypialni. Wszędzie porozwieszane były plakaty różnych zespołów, łóżko zaścielone pomarańczową płachtą, w kącie duże biurko i pełno szaf, szafek, półek.
Można by pomyśleć, że weszło się do pokoju zwyczajnej nastolatki a nie jednej z córek jednego z najbogatszych szlacheckich rodów we Fiore. A jednak...
- Postaram się pośpieszyć - powiedziała zamykając drzwi. - Rozgość się.
Natsu usiadł w jakimś fotelu, który stał pod ścianą. Kątem oka zerknął na zegar wiszący nad łóżkiem. 18:52.. Okey, miał jeszcze sporo czasu.
- Z jakiej gildii jesteś? - spytała krzątając się po pokoju.
- Fairy Tail.. To trochę daleko, ale co tam.. - odrzekł bez namysłu.
- Słyszałam o was... - westchnęła wyciągając z szafki parę skarpetek. - Masz dziewczynę? - wypaliła.
Chłopak spojrzał na nią zaskoczony.
- Ta. - odpowiedział krótko.
Danne naciągnęła skarpetki na stopy po czym zakładając pantofle powiedziała.
- Powinniśmy już iść.
- Racja. - przytaknął różowowłosy wstając z fotela.


- W końcu jesteście. - westchną pan Vander wychodząc zza drzwi w jadalni. - Gdzie byliście?
- Ja zabłądziłem .. - zaśmiał się Natsu drapiąc się po głowie. - Ten dom jest jak labirynt..
- Co racja to racja. Łatwo idzie się w nim zgubić.  - zleceniodawca uśmiechnął się przyjaźnie. - Wejdźcie i siadajcie do stołu.
Jadalnia była ogromna (z reszta jak większość pomieszczeń w tym "pałacu"). Długi stół, na około 30 osób stał na środku i właściwie zajmował większość miejsca. Siedziała już przy nim Jenne i jakiś mały chłopczyk na oko z 7 letni. Chłopak skierował się w stronę wolnego miejsca. Usiadł naprzeciw Jenne, która uśmiechnęła sie do niego.
- Je-chan kto to? - spytał chłopiec wskazując na Natsu, który przed chwila dosiadł sie do stołu.
- To jest pan, który przyszedł nam pomóc. - odpowiedziała dziewczyna nachylając się nad nim. -To mój brat Feliks.
- Nie jestem Feliks... Nie lubię tego imienia... - szepną Feliks.
- Przecież Feliks to fajne imię. - uśmiechną się Natsu. - Felek.
- Felek? - chłopiec podrapał sie po swojej czarnej czuprynie. - Brzmi trochę jak wafelek.
Jenne wybuchnęła głośnym niekontrolowanym śmiechem.
- Ty to jednak masz wyobraźnię Feliks.
- Nie jestem Feliks tylko Felek. - Powiedział chłopczyk wypinając dumnie pierś. - Taatooo! - zawołał.
- Tak, synku? - Mężczyzna wychylił się zza drzwi i spojrzał na chłopca. Wcześniej chyba rozmawiał z Danne...
- Tato! od dzisiaj nazywaj mnie Felek, nie Feliks!
- Dobrze kochany. - Vander uśmiechnął się szeroko i znów schował sie za drzwiami.
- A po za tym wiesz.. - zaczął Natsu - Feliks kojarzy mi się z Feniksem...
- A co to feniks? - spytał brunet wpatrując się w różowowłosego.
- Feniks to ognisty ptak. wspaniały z resztą. Uważany za symbol słońca i wiecznego odradzania się życia...
Teraz dostrzec można było zafascynowanie w oczach Feliksa, jakby dumnego z własnego imienia.
- Po chwili drzwi sie znów otworzyły i do środka wszedł zleceniodawca z córką.
- Wybaczcie, ze tak długo mnie nie było.. A teraz jedzcie i smacznego! - powiedział siadając obok chłopaka, zaś Danne usiadła obok brata.
- Proszę mi wybaczyć, ze pytam tak przy kolacji, ale mam do pana pytanie. - zaczął Natsu przysuwając bliżej siebie talerz z pieczonym kurczakiem. - Nie wie Pan może kto mógł ukraść te obrazy? Czy myśli pan, ze byli to zwykli złodzieje...?
Mężczyzna pochylił się nad półmiskiem i zamyślił się.
- Szczerze mówiąc... to.. myślę, że byli to przypadkowi ludzie, którzy już kiedyś usłyszeli o tak drogocennych dziełach...
- Rozumiem.. - westchną Natsu.
Reszta kolacji przebiegła w miłej i serdecznej atmosferze. Pomimo zupełnie odmiennego charakteru rodzeństwa wszyscy w 3 śmiali się i wesoło gawędzili.
Po posiłku senny już lekko Natsu udał się do swojego pokoju. Szybko umył się i po chwili już leżał w łóżku.
Cicho westchną. Jak to często przed snem robił, zaczął rozmyślać nad przeszłością i przyszłością. Tak wielka miał ochotę przytulić do siebie Lucy, poczuć jej zapach. Niby to tylko kilka godzin a jednak tak ogromnie tęsknił.
- Dobranoc Lucy... - szepnął jakby sam do siebie.

*

- Dobranoc Natsu... - westchnęła cicho Lucy, jakby wierzyła, że jej głos pokona te dzielące ich kilometry i utuli różowłosego do snu. Zaczynała już tęsknić za jego ciepłem, głosem, uśmiechem.. Jednak wiedziała, że za niedługo go zobaczy. wiedziała, że robi to również dla niej. - Spisz się dobrze. Liczę na ciebie... - szepnęła i po chwili zasnęła.

*

~Jak ninja. - pomyślał z zadowoleniem biegnąc przed siebie, tak, że nie było słychać, żadnego szelestu, szmeru. Wstał dziś szybko i gdy tylko dał znać jednej z pokojówek, że wychodzi zdał się na swój węch i kierując się nieprzyjemnym zapachem dotarł do lasu. Biegł nie długo - może z godzinę a już zauważył obozowisko złodziei. Co najdziwniejsze.. obrazy były wręcz na widoku innych. Korzystając z nieuwagi "przeciwników" zakradł się do obozu i ukrył za jakimś wozem. Zaszedł jakiegoś gostka od tyłu i jednym szybkim ruchem unieszkodliwił. Grupka złodziei spojrzała na niego i kilka z nich podbiegło do niego ze sztyletami.
- To rozumiem. - zaśmiał się Natsu. I gdy już miał zadać pierwszy cios poczuł jak jego ciało zostaje sparaliżowane. Próbował się ruszyć, lecz niestety. Nie miał kontroli nad własnymi kończynami
Podszedł do niego jakiś mężczyzna. Nie widział jego twarzy.
- I proszę. Nie sądziłem, ze legendarny Salamander... Tak bardzo silny wychowanek smoka, Smoczy Zabójca..  Da się złapać w tak dziecinnie prosta pułapkę. - zaśmiał się.
Chłopak kontem oka ujrzał kosmyki granatowych włosów. Poczuł dreszcze na plecach.
- Legendarny salamander - powtórzył stając naprzeciw chłopaka. Ten zobaczył jego przenikliwe ciemnoczerwone oczy.  Wpatrywały się w niego z nienawiścią ale i zaciekawieniem. - Jak ktoś taki jak ty mógł zabić Likoto Kambera..?
- Li-ko-to? -  wydukał z trudnością Natau.
- Co? Już nie pamiętasz? - westchną mężczyzna. - Przypomnij sobie porwanie tej całej Heatrfilii.
Źrenice chłopaka powiększyły sie lekko. Tak. Przypomniał sobie. (Jeżeli i wy nie pamiętacie odsyłam was do rozdziałów 7-8 XD) Jeden z najgorszych okresów w jego życiu.  Całe to porwanie.. Utrata pamięci.. To wszystko przez tego całego Likoto. I chyba juz o tym nawet zapomniał. Jednak niechciane wspomnienia powróciły. Coś jakby zabolało go w sercu. Ale.. czego ten facet mógł chcieć...?!
- O! Widzę, że przypomniało ci się. - mruknął granatowowłosy. - To nawet dobrze. Wiesz może kim jestem? - spytał. Lecz widząc zdziwienie w oczach Natsu westchnął tylko głośno i powiedział - Jego jakby ci to... Jestem jego .. prawa ręką. Najwierniejszym pomocnikiem... No. 
- I-co-j-a-a m-m-am do t-eg-o..? - jękną różowowłosy próbując uwolnić się od paraliżu. Jednak na marne. Niewidzialna siła wciąż sprawiała, że nie mógł wykonać nawet najmniejszego ruchu.
- Co ty masz do tego, pytasz? - warknął mężczyzna. - Zabiłeś go. Wyobraź sobie. Że uważałem go za swojego przyjaciela. Straciłeś kiedyś kogoś bliskiego? Wiesz jakie to uczucie...?
Podniósł rękę na co jeden z ludzi stojących za Natsu podszedł do chłopaka i zacisnął dłoń. Salamander poczuł jak odzyskuje czucie. Próbował wstać. Jednak wszelkie jego siły opuściły go. Jakby uleciały gdzieś w przestrzeń. 
- I jaki... masz teraz zamiar...? - spytał ostatkiem sił.
- Głupi jesteś. Pomyśl chwilę. - burknął granatowowłosy. - Mam zamiar cię zabić.
- Naprawdę zabicie mnie gdy nawet nie mogę się ruszyć da ci satysfakcje? - mruknął Natsu podnosząc wzrok.
- To nie ma znaczenia. - Warknął mężczyzna kucając przy chłopaku. - Oko za oko. Ząb za Ząb... A śmierć za śmierć.. - dodał uśmiechając się szyderczo. 
Różowowłosy poczuł ból w okolicach klatki piersiowej. Zacisnął zęby i spojrzał na nieznajomego, który celował w niego dwoma palcami. Wydobywały się z nich czerwone promienie i już po chwili otaczały już całą  jego dłoń. Po chwili, bez słowa wystrzelił je w stronę Natsu. Chłopak krzyknął z bólu podkurczając nogi. Gdy mężczyzna wstrzymał atak spojrzał na chłopaka uśmiechając się.
 - Niezwykła sytuacja. legendarny salamander, Smoczy Zabójca, jeden z najlepszych magów znanej gildii fairy tail, nie dość, ze dał sie złapać w tak prostą pułapkę to jeszcze teraz wije się z bólu u moich stóp. Jakże wielki zaszczyt. - zaśmiał się ponownie uderzając w chłopaka magią. 
Natsu jękną tylko głośno i nic nie odpowiedział. Mężczyzna przyglądając się mu westchną.
 - Przyznam, ze nie mogę znieść twojego durnego wzroku. - wyciągnął rękę w jego stronę i ponownie uderzył. Dragneel poczuł ogromny ból w okolicach głowy. Wrzasnął kuląc się łapiąc się za twarz.
- Em... Yumno.. - do granatnowłosego podszedł jakiś blondyn i położył rękę na ramieniu przyjaciela. - Nie przesadzasz może... ?
- Odwal się. - warknął Yumno. Potem spojrzał na chłopaka i dodał. - Wykończcie go. Ja idę coś zjeść. jestem głodny. - rozkazał i odszedł oddalając sie w stronę największego namiotu.

*

Nowy, piękny słoneczny dzień. Lucy wstała trochę później niz zwykle i od razu po śniadaniu udała sie do gildii. Tak dawno jej tam nie było... Ciekawe ile osób już wie... I tak miała zamiar to innym powiedzieć. Nie chciała ukrywać tej radosnej nowiny przed swoimi przyjaciółmi... Chociaż... Była jedna osoba, której reakcji się bała... 
Powoli otworzyła drzwi do gildii... Jak zwykle. Wesoło, radośnie. uśmiechnęła się szeroko i podeszła do baru.
- Hej Mira. - przywitała się z dziewczyną, która nalewała teraz soku Wendy, która wróciła już z misji.
  - LUCY! - pisnęła białowłosa widząc przyjaciółkę. - Co ty tu robisz?!
- Pomimo wszystkiego ja wciąż należę do gildii, Mira - Lucy zaśmiała się wesoło. 
- LUCYYYYY! - usłyszała znajomy, lekko piskliwy głosik. Odwróciła się i zauważyła lecącego w jej stronę Happy'ego. 
- Hej Happy! - przywitała się łapiąc przyjaciela.  
- Gdzie Natsu? - spytał  cicho.
- Natsu jest na misji. - powiedziała. - No wiesz w końcu jest tatusiem i.. - urwała zdając sobie sprawę, że mówi całkiem głośno. W gildii ucichło. Wszyscy wpatrywali sie w Lucy, która siedziała teraz zakrywając sobie usta dłonią. 
- Natsu.. tatusiem..? W jakim sensie? - zaczął ktoś.
- No nie mów, że Natsu...- dopowiedział ktoś inny.
- Niby z kim...?
Lucy siedziała sztywno jak głupia patrząc na zdziwionych członków gildii oczekujących na jakąś odpowiedź. I gdy już miała coś powiedzieć, wyprzedziła ją Mira.
- No bo Lucy i Nats.. - zaczęła ale zaraz Lucy zakryła jej usta dłonią. Jednak zorientowała się, że jest już za późno.


_______________
No dzisiaj an tyle ;__; Muszę skończyć ten rozdział specjalny XDDD  
Mam nadzieję, że rozdział się podobał :3
Teraz będzie trochę więcej akcji. 
Jeszcze jedno. Za niedługo będę kończyć TO opowiadanie. Ale spokojnie :3 Zacznę pisać nowe. ;D O innej fabule i wgl ;3 Zupełnie inna historia :D Będzie na tym blogu więc spokojnie. :3
Pa :3